3.. 2.. 1.. START!
Deszcz, pada deszcz. Kropel bat chłoszcze fal grzbiety drżące. Zmierzch chyłkiem wbiegł, z nieba zdarł złoty płaszcz, ołowiem chmur strzelił prosto w słońce. Jak jego wzrok wrócić falom? Jak z myśli wyrwać szarość, by nawet w kroplach dojrzeć blask? Mgła, w oczach mgła. Zwalniam krok, mijam port, sieci zwiędłe. Stal z nieba w fal spływa mrok. Wieszam wzrok, gdzie kiedyś szło słońce widnokręgiem. Jak jego wzrok wrócić falom? Jak z myśli wyrwać szarość, by nawet w kroplach dojrzeć blask? Może go jeszcze trochę w lśnieniu strun pozostało? Może go razem z piachem do pudła ciut nawiało? Może gdzieś pod palcami znowu zaiskrzy dźwiękiem? Może się wzniesie w niebo i szara obręcz pęknie? Gram, moknąc gram, spijam deszcz i w strun sieć chwytam krople. Czas zerwał wiatr, jakby chciał każdej z fal osuszyć łzy, głaszcząc grzbiety mokre… Ożywić słońce i morze, rozdmuchać w myślach ogień, by zgasłym oczom wrócić blask. |
|