3.. 2.. 1.. START!
Całe życie przestrzegała mnie mama: „Ty się, córko, od żeglarzy trzymaj z dala! Taki gorszy jest od diabła i zarazy! Twarda bądź, choćby się zdał spełnieniem marzeń. Twoja babcia powtarzała mi od dziecka: To chłopów rasa jest najbardziej zdradziecka! Jeden kiedyś rzucał jej do stóp łódź i serce swe, lecz gdy rzec mu właśnie miała twardo: NIE! Tak mocno oparł ją o reling, że cały opór diabli wzięli! Na niebie milion gwiazd zapłonął naraz jak w bulajach jego oczu ognie dwa… Jak ćma szła za nim do kajuty, w serce jej sączył rum słów zatruty, zdradliwa pieszczot sól spływała z jego ust… A rankiem zniknął w mgle jak jego łódź. Jedyne, co zostało jej po nim — to szumiąca tęsknie muszla na dłoni, w pierścionku z bursztynem zastygła łza i ja, córko, i ja… Błagam, dziecko, choć ty rady mej posłuchaj! Ja na słowa twojej babci byłam głucha… Pech, wybrałam się na spacer po przystani — stał tam jacht i stał samotny żeglarz na nim. Promień słońca zalśnił w splotach jego brody, spojrzał na mnie… a oczy miał jak z morskiej wody! Gdy powiedział: Jeśli chcesz, wziąć cię mogę w marzeń rejs, to już prawie rzec mu miałam twardo: NIE! Lecz tak mocno oparł mnie o reling, że cały opór diabli wzięli! Na niebie milion gwiazd zapłonął naraz jak w bulajach jego oczu ognie dwa… Jak ćma szłam za nim do kajuty, w serce mi sączył rum słów zatruty, zdradliwa pieszczot sól spływała z jego ust… A rankiem zniknął w mgle jak jego łódź. Jedyne, co zostało mi po nim — to szumiąca tęsknie muszla na dłoni, w pierścionku z bursztynem zastygłe łzy i ty, córko, i ty…” Do dziś mi słowa matki w uszach dźwięczą, ale cóż zrobić, kiedy z siłą niepojętą jak do morza, wciąż mnie ciągnie do żeglarzy, wilków morskich, szantymenów, marynarzy! A gdy gitarę taki ma, a wiatr mu w brodzie śpiewa pieśni o wolności i przygodzie, zaczynam z lęku drżeć, czy zdołam oprzeć się, czy radę dam mu odrzec twardo: NIE! Gdy tak mocno oprze mnie o reling, żeby mi tylko diabli sił nie wzięli, Gdy na niebie milion gwiazd zapłonie naraz jak w bulajach jego oczu ognie dwa… A jeśli jednak pójdę za nim do kajuty, czy w serce też mi wsączy rum słów zatruty? Zdradliwa pieszczot sól czy spłynie z jego ust? Czy rankiem zniknie w mgle jak jego łódź?… A jedyne, co zostanie mi po nim — to szumiąca tęsknie muszla na dłoni, w pierścionku z bursztynem zastygły… śmiech? Że co? Że nie dam rady? No, wiem… |
|